Po drugiej stronie tęczy – o książkach
Dzisiaj nie będę się za bardzo rozpisywać bo w tym upale mózg się lasuje. Jedyne, o czym dziś mogę myśleć to ciepły, letni deszcz, który przyniósłby ochłodę. A jeśli nie deszcz to niech będzie burza z piorunami byleby przez chwilę dało się oddychać.
Jak snułam rozmyślania na temat burzy (chyba pierwszy raz w życiu ucieszyłabym się słysząc grzmoty bo generalnie burzy się boję) to przez głowę przemknęła mi myśl, że po burzy mogłaby się pojawić tęcza.
A jak tęcza to… książki! Być może to niespotykane skojarzenie burzowe ale takie właśnie mam i mam nadzieję, że od dziś – po obejrzeniu poniższych zdjęć – nie będę w tym względzie odosobniona.
Nie wymaga to dużo pracy, wystarczy godzinka (lub trochę dłużej – zależy, rzecz jasna, od objętości posiadanego księgozbioru) a ile frajdy!
Uprzedzam jeśli ktoś ma obiekcje – kiedyś bałam się, że po poukładaniu książek nie będę umiała nic na półkach znależć. Od paru lat właśnie tak wyglądają moje pólki z książkami i okazało się, że człowiek świetnie zapamiętuje jaki odcień – mniej-więcej – miała okładka i to ‚mniej-więcej’ własnie wystarcza żeby bezproblemowo się w takim księgozbiorze odnajdywać.
Za jakiś czas na pewno wrócę do tematu i pokażę inne, fajne i radosne, rozwiązania wnętrzarskie inspirowane tęczą własnie.
Pozdrawiam tych, którzy jak ja aktualnie ‚gotują się’ w mieście.
zgadzam się, sama swoje książki w ten sposób mam poukładane, super sprawa i fajny wygląd 🙂
zapraszam na bloga
babeczkaa.blox.pl
też tak zrobiłam kiedyś i dziwne książki się spotkały, a niektóre dwutomowe rozdzieliły, bo różniły się kolorem;)
Lubię tęczowe bibloteczki i też sobie taką sprawiłam, ale w wersji mini:)